22 listopada 2014

Filmowo-premierowo: "Igrzyska Śmierci. Kosogłos, cz.1"


If we burn, you'll burn with us!

21.11.2014. Warszawa. Chłodne popołudnie. Godzina 16. W ciepłym domowym zaciszu Nat. z siostrą szykują się do wyjścia. Siostra dojada obiad, Nat kończy się ogarniać. Pojawia się ryzyko, że nie pójdzie do kina z powodu zdrówka. O 16:30, mimo że kryzys trwa, dwie siostry jadą razem do kina. 
Docierają do Złotych Tarasów na godzinę 16:50. Znajomych Nat nie ma, więc wraz z siostrą odruchowo zajmują kolejkę. Po 17 siedzą już w fotelach w najwyższym rzędzie dla VIPów i siostra Nat narzeka, że mogły wziąć rząd wyżej, oddzielony od ich obecnego przejściem. Dwa rzędy przed siadają dwie znajome Nat z gimnazjum, z którymi ciągle ma kontakt - Zosia i Karolina (pozdrawiam Was z tego miejsca gorąco!). Wymieniają kilka słów, ciesząc się ze spotkania. Gasną światła. W trakcie reklam pojawiają się znajome Nat, siadające obok jej siostry; pada "cześć" i po jedynie niecałych dwudziestu minutach reklam zaczyna się film. I to jaki!

Nie wiem, czy naprawdę muszę komukolwiek mówić, o czym jest trzecia część słynnej trylogii Suzanne Collins, czyli "Igrzyska Śmierci: Kosogłos, cz.1", ale napiszę Wam na wszelki wypadek kilka słów, zaczynając od finału drugiej części. 
Katniss wraz z Beetem, Finnickiem i Haymitchem trafia do Dystryktu 13, którego istnienie było do tej pory ściśle chronioną tajemnicą. Na miejscu odnajduje ocaloną przez Gale'a rodzinę i wielu znajomych ze zniszczonych przez Kapitol domowych okolic. Plutarch i Coin próbują przekonać ją do przejęcia roli przywódcy rebelii, tytułowego Kosogłosa - ptaka, który za sprawą broszki dziewczyny z pierwszego tomu stał się symbolem buntu. Ta jednak nie chce pomagać komuś, kto skazał jej ukochanego na śmierć i tortury Kapitolu. Wszystko zmienia się jednak, gdy okazuje się, że porwany przez Kapitol Peeta żyje... i namawia ludzi do złożenia broni



Powiem na wstępie krótko, że jestem zachwycona tym, jak udało się twórcom z książki dla młodzieży stworzyć ekranizację uniwersalną, dobrą dla każdego wieku i każdego odbiorcy, ukazująca kłamstwo polityków, żądzę władzy, tragedię śmierci i nierówną walkę, w której kluczową rolę gra nieprzerwana determinacja i współdziałanie. Bohaterowie są dojrzalsi, fabuła poważniejsza i bez chwili na nudę, atmosfera - cięższa i mroczniejsza, pełna tajemnicy i niepewności jutra. Nie miałam w ogóle wrażenia, że oglądam swego rodzaju science-fiction. Wręcz przeciwnie, gdybym nie znała książki i nie wiedziała, że to tylko fikcja, pomyślałabym, że to historia oparta na faktach. Cała trylogia odzwierciedla naszą rzeczywistość i porusza możliwy w przyszłości scenariusz, który może wystąpić jedynie, jeśli to my jako mieszkańcy tej ziemi na niego pozwolimy swoją biernością.

Przyznam, że mimo mojego uwielbienia dla książkowego "Kosogłosa", uważam go za najsłabszą część serii. W przypadku ekranizacji nie mogę poprzeć zdania z wersji książkowej, gdyż została nakręcona fenomenalnie. Wszelkie momenty z ruszającym się obrazem (tzw. "trzęsącą kamerą") tylko podkreślały dramatyzm sytuacji i eskalowały emocje. Ujęcia były poruszające i zapierały dech w piersi (z różnych powodów). Kiedy indziej miałam wrażenie, że to mnie tam duszą lub że zamieniłam się miejsca i z Polluxem i to ja nie mam języka. Po prostu wiele scen, jak te kręcone w Dystrykcie 12, odbierało mowę



Zaniemówiłam również na scenie z piosenką o Drzewie Wisielców ("The Hanging Tree"). Przed seansem oglądałam wywiady z Jennifer Lawrence, która mówiła, że czuła się bardzo niekomfortowo i piosenka wyszła jej strasznie. Prawda jest taka, że ja jako widz nie mogłam czuć się szczęśliwsza, gdy usłyszałam jej wersję. Miałam w pamięci wykonanie dwóch dziewczyn, które zresztą krążyło mi po głowie już podczas premiery "W pierścieniu ognia" i wersja Jennifer jest znacznie naturalniejsza i pełniejsza emocji. Sami jej posłuchajcie i dajcie mi znać, co o niej sądzicie. Powiem Wam tylko, że scena, w której Katniss śpiewała jest naprawdę mocna i byłam nią mocno poruszona. Świetnie zmontowana i obmyślona.


Film jest pełen metafor. Od pierwszych minut po ostatnie sekundy przed napisami niemal ciągle można znaleźć drugie dno. Szczególnie uderzyła mnie ostatnia scena, którą wiele osób mocno krytykuje. Owszem, mogli uciąć ją nieco wcześniej, przykładowo gdy ekran zgasł na te kilka sekund i ludzie w kinie wpadli w achy i ochy, że w tym miejscu przerwano (tak jak oczekiwałam od roku!). Jednak twórcy dodali te kilka minut i według mnie był to świetny zabieg. Nie zostawił takiego cliff-hangera, jakiego wielu się spodziewali, jednak nakierował już nieco na drugą część ekranizacji "Kosogłosa" i wskazał pierwsze problemy. Rozmawiałam o tym ze znajomymi i niewielu tak to odebrało, więc wyjaśnię to tak, by nie zaspoilerować - podczas gdy masa ludzi cieszy się z tego, czego dokonały wybitne jednostki, te osoby wciąż trwają w niepokoju i poddane zostają psychicznym torturom, które nagle spadają na drugi plan. Mam nadzieję, że ten wątek zostanie jakoś rozwinięty w drugim filmie i że twórcy o nim nie zapomnieli, kręcąc obie części naraz.



Czytałam już zażalenia, że aktorka grająca Annie jest brzydka, Finnicka [Sam Claffin] i Peety Josh Hutcherson] było za mało, a Effie [Elizabeth Banks] nie jest sobą. I znowu się zbuntuję! Annie [Stef Dawson] nie wyszła im może najpiękniejsza, ale nie jest brzydka. Finnicka było nawet więcej niż w książce, a przynajmniej jego obecność była bardziej podkreślona. Peety było również nieco więcej i jedna ze scen w Dystrykcie 13 (nie, nie ta, o której myślicie) mocno mnie poruszyła, mimo że podejrzewałam, czym się okaże. Effie z początku wydawała mi się przesadzona, ale po prosu zapomniałam, że jej postać zawsze tak była. Ze smutkiem oglądałam aktora grającego Plutarcha [Philip Seymour Hoffman] z tą okropną myślą, że nie ma go już z nami od tylu miesięcy. Prim [Willow Shields] mnie wyjątkowo irytowała, nie wiem dlaczego. Haymitch [Woody Harrelson] był jak zwykle kochany... i trzeźwy! Prezydent Snow [Donald Sutherland] jest najlepszym villainem aka złym charakterem, jaki znam. Z kolei prezydent Coin [Julianne Moore] spodobała mi się w filmie znacznie bardziej niż w książce. I co najważniejsze, w końcu polubiłam Gale'a! W tej części był naprawdę wspaniały i Liam Hemsworth zagrał świetnie (a nie przepadam za aktorem).  Grą Jennifer Lawrence jestem zachwycona. Znowu sprawiła, że pokochałam Katniss jeszcze bardziej. 
Irytował mnie trochę Ceasar (!!!). Tak, trudno to osiągnąć, ale tu im wyszedł kiepsko, mimo że domyślam się intencji twórców.

Sądzę, że już dość się rozpisałam i więcej raczej nie mam co Wam zdradzać. Powiem tylko, że powinniście pójść do kina i zobaczyć ten film na własne oczy. Ja go uwielbiam i mimo że "W pierścieniu ognia" dalej pozostaje moją ulubioną ekranizacją, to "Kosogłosa, cz. 1" uważam za znacznie lepszy film niż same "Igrzyska Śmierci". Gorąco Wam polecam i czekam na Wasze wrażenia w komentarzach.

Recenzje książek: "Igrzyska Śmierci" (1), "W pierścieniu ognia" (2), "Kosogłos" (3)
Recenzje filmów:  "Igrzyska Śmierci" (1), "W pierścieniu ognia" (2), "Kosogłos" (3)